Zapraszam Was na kolejny z cyklu wywiad związany z dwujęzycznością. Tym razem porozmawiamy o hiszpańskim w dwujęzyczności zamierzonej z perspektywy Marii i jej rodziny. Moja gościni jest nauczycielką hiszpańskiego oraz mamą dwóch córek do których, wraz z mężem, mówi po hiszpańsku. W internecie można ją znaleźć jako @serioiberio.
Hola, Maria. Przyznam Ci się, że zanim poznałyśmy się prywatnie, znalazłam Twojego bloga. Czerpałam z niego wiedzę podczas ciąży. Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się opowiedzieć nam o dwujęzyczności zamierzonej z Twojej perspektywy.
Niesamowicie się cieszę, że moje doświadczenie ci się przydało! Czuję, że dzięki takim profilom jak twój, idea dwujęzyczności zamierzonej zatacza coraz szersze kręgi.
Opowiedz nam coś o sobie i swojej dwujęzycznej rodzinie.
Poznałam mojego męża w dwujęzycznym liceum z językiem hiszpańskim. Ten język towarzyszy nam więc od początku znajomości. Pierwszy raz wspólnie zamieszkaliśmy w Hiszpanii. Kiedy, już w Polsce, urodziły się nasze córki (6 i 3 lata temu), mówienie do nich po hiszpańsku wydawało nam się naturalne. Dodatkowo, oboje zawodowo oraz w życiu towarzyskim posługujemy się dwoma, a w przypadku mojego męża kilkoma, językami obcymi.
Skąd pomysł na wprowadzenie hiszpańskiego do Waszego codziennego życia? Kiedy wiedzieliście, że będziecie chcieli mówić do dzieci po hiszpańsku?
Mówienie do dziecka po hiszpańsku było naszą pierwszą decyzją, niedługo po zrobieniu testu ciążowego. Mimo że wtedy mieszkaliśmy już w Polsce i oboje jesteśmy Polakami, czujemy się silnie związani z Hiszpanią i jej kulturą. Kontakt z nią, kiedy byliśmy bardzo młodzi, mocno wpłynął na nasz styl życia. Trudno było nam sobie wtedy wyobrazić, że nie mielibyśmy go przekazać naszym dzieciom. Chcemy, żeby mogły oglądać z nami filmy po hiszpańsku bez lektora, czuć się swobodnie podczas podróży do Hiszpanii (a wciąż rozmyślamy o jakimś dłuższym wyjeździe) i w kontaktach z hiszpańskojęzycznymi członkami naszej rodziny i znajomymi. I żeby rozumiały nasze żarty językowe!
Kiedy i z jaką częstotliwością zaczęliście mówić po hiszpańsku do swoich dzieci?
Zaczęliśmy „od brzucha”. W ciąży musiałam być dużo w domu i odpoczywać, więc sporo czytałam, czasem na głos, bo wtedy bardzo aktywne w moim brzuchu maleństwo się uspokajało. Czytałam jej więc po polsku i po hiszpańsku już w jej życiu płodowym. Młodsza córka siłą rzeczy bardzo dużo słuchała jako płód, kiedy czytałam jej siostrze, śpiewałam i z nią rozmawiałam.
Kiedy urodziła się nasza pierwsza, a potem druga córka, oboje mówiliśmy do nich po hiszpańsku przez większość czasu. Przestawialiśmy się na polski tylko jeśli wymagał tego kontekst, tak by znajomi i dziadkowie nie czuli się wykluczeni.
Wciąż, kiedy widzę niemowlaka, muszę wykonać wysiłek, żeby mówić do niego po polsku.
Zaczęłaś wprowadzanie hiszpańskiego swoim dzieciom zanim zaczęło robić się to popularne. Skąd brałaś wiedzę na ten temat?
Najwięcej dało mi doświadczenie kontaktu z dwujęzycznymi rodzinami. Obserwowałam moich siostrzeńców, którzy urodzili się w Hiszpanii, a ich tata jest Hiszpanem. Dziś, jako nastolatki, niesamowicie sprawnie posługują się polskim, mimo że większość ich życia toczy się w Hiszpanii. Widziałam, jak wielka to praca mojej siostry, która wspierała kontakt z językiem mniejszościowym, a obecnie prowadzi szkołę polską w Madrycie. To ona zaprosiła mnie na Facebooku do grupy Dwujęzyczność zamierzona. Dzięki tej grupie trafiłam na badania dr Soni Szramek-Karcz, prekursorki dwujęzyczności zamierzonej w Polsce, oraz na organizowaną przez nią konferencję Languages and Emotions.
Mam też przyjaciółkę, która urodziła dziecko dużo wcześniej niż ja i wciąż porozumiewa się z nim stale po hiszpańsku, mimo że jest Polką i mieszkają w Polsce.
Z jakimi problemami się spotykacie i jak sobie z nimi radzicie?
Jeszcze dwa lata temu powiedziałabym, że z żadnymi.Teraz jednak przechodzimy duży kryzys, który wiąże się z jednej strony z tym, że kontakty społeczne mojej sześcioletniej córki stały się bogatsze i odbywają się w większości po polsku. Od kilku miesięcy odmawia rozmawiania z rodzicami po hiszpańsku. Młodsza siostra chętnie ją we wszystkim naśladuje, ale w momentach sam na sam udaje nam się podtrzymać rozmowę po hiszpańsku. Jest tego jednak znacznie mniej niż kiedyś.
Na to nałożyła się nasza przeprowadzka z Warszawy do Katowic. W dużym mieście mieliśmy łatwe wsparcie z zewnątrz – hiszpańskojęzyczne opiekunki, zajęcia dla dzieci dwujęzycznych w szkole hiszpańskiego La Nube oraz spotkania towarzyskie z wielojęzycznymi rodzinami. Nawet przypadkowe spotkanie z hiszpańskojęzyczną rodziną w centrum Warszawy, gdzie mieszkaliśmy, to nic dziwnego. Teraz jest inaczej. Poszukiwania hiszpańskojęzycznej opieki zarzuciliśmy po kilku nieudanych próbach, nie udaje nam się też regularnie spotykać z innymi hiszpańskojęzycznymi dziećmi. Mieszkamy tu jednak dopiero nieco ponad pół roku i liczę na to, że to drugie uda nam się zmienić.
W:Myślę, że to jest minus mieszkania w małych miastach. Niestety, my mieszkamy w małym mieście, dużo mniejszym od Katowic. Co nie zmienia faktu, że wszystko jest możliwe. Ja mam tutaj koleżankę z Kolumbii, która ma małe dziecko.
Brakowało Ci słownictwa? Jakiego najbardziej? Jak radziłaś sobie z tym problemem? Czy było to dla Ciebie frustrujące?
Bardzo dużo przygotowywałam się w ciąży, czytając książeczki dla dzieci i poradniki dla rodziców po hiszpańsku, ale nie wpadłam na to, że będę potrzebować tak wiele szczegółowego słownictwa z życia codziennego.
Często radziłam sobie z tym problemem opisowo lub pomijając słówko, kiedy mówiłam do dziecka. W rzadkich chwilach spokoju sprawdzałam te słowa, które najbardziej mnie nurtowały. Słowniki były tu mało pomocne, raczej posiłkowałam się Wikipedią, blogami i filmikami w internecie. Miałam też duże wsparcie męża, czasem w dwójkę spędzaliśmy czas uzupełniając słownictwo.
Początki były dawno, ale nie pamiętam, żebym czuła frustrację. Byłam na tyle sprawna językowo (choć dużo mniej niż teraz), że umiałam radzić sobie z brakiem pojedynczych słówek. Poza tym to plus mówienia do niemowlaka: nie wyłapie, że nagle mówisz eeee… no sé i szybko zmieniasz temat. A po półtora roku, jak dziecko zaczęło wskazywać wszystko palcem i po swojemu dopytywać, miałam już solidną bazę.
Teraz, jeśli nie znam słowa, a zdarza się to często, np. w kontekście botaniki (jest to jedna z obecnych fascynacji mojej córki), sprawdzamy słówka razem. Zresztą po polsku też muszę często szukać nazw roślin.
W: No właśnie! Po polsku też nie znamy wszystkich słów, Zdarza nam się coś sprawdzić. Szczególnie kiedy dzieci mają zajawki na jakieś specialistyczne tematy, np. botanika lub budowa maszyn ;). Nie sposób znać wszystkich słów.
Jakie największe zalety dwujęzyczności zamierzonej widzisz zarówno dla siebie jak i dla swoich dzieci?
Na ten temat mogłabym długo, więc postaram się wymienić te najważniejsze.
Po pierwsze, otwarcie na kontakt z mieszanymi rodzinami, które siłą rzeczy żyją trochę innym rytmem, niż przeciętna polska rodzina. Z tych kontaktów nawiązały się bliskie przyjaźnie i to już skutek uboczny, ale bardzo dla mnie ważny.
Po drugie, poczucie, że mamy coś naszego, wspólnego, taką wieloaspektową pasję od pierwszych wspólnych chwil.
Po trzecie, rozwój językowy oczywiście, na pewno rodzica. Kiedy urodziła się moja córka miałam już certyfikat z hiszpańskiego na poziomie C2. Od tego czasu mój hiszpański poszybował w nieznane mi wcześniej rejony. Mój rozwój jest tu kolosalny.
No i na końcu, moje dzieci bardzo sprawnie i szybko rozwijały się językowo. Dużo czytają, mają szeroki zasób słów, potrafią się bardzo precyzyjnie wyrażać oraz pytają o słówka w różnych językach. Zapewne nastawienie na języki w domu coś miało z tym wspólnego.
W:Zgadzam się z Tobą w 100%. Mam dokładnie takie same doświadczenia. Dlatego uważam, że poziom językowy nie jest tutaj bardzo istotny. Bo osob o wysokim poziomie języka, również sporo się uczą.
Jak wygląda wprowadzanie hiszpańskiego u Was w domu? Jak Wam idzie?
W tej chwili małymi kroczkami wracamy do rozmawiania ze sobą po hiszpańsku, wobec kryzysu, o którym wcześniej wspomniałam. Czasem idzie to opornie, a czasem łatwo. W ostatnim czasie pierwszy raz pojawiły się u nas gry, których celem jest wprowadzanie słownictwa oraz materiały, takie jak filmy video z pojedynczymi słówkami i karty. Wcześniej była naturalna komunikacja w codziennych sytuacjach. Na szczęście ani na moment nie zarzuciliśmy czytania na głos po hiszpańsku, młodszej córce, bo starsza czyta samodzielnie w obu językach.
Pół roku temu moje córki posługiwały się hiszpańskim biegle, nieraz lepiej ode mnie. Teraz widzę, że sporo zapominają, więc celem jest utrzymanie kontaktu. Małymi kroczkami, w uważności na to, jak one się z tym czują. Nasza relacja jest dużo ważniejsza niż umiejętności językowe.
W:To bardzo mądre co mówisz. Wielokrotnie zatracamy się bardzo w naszych postanowieniach, do tego stopnia, że zapominam co tak naprawdę jest najważniejsze.
Masz jakieś rady dla rodziców, którzy są na początku drogi lub wahają się czy dwujęzyczność zamierzona to coś dla nich?
Mówienie do dziecka w obcym języku mu nie szkodzi, nawet jeśli nasze umiejętności nie są wybitne. Nie zaszkodzi też, jeśli spróbujesz, ale odkryjesz, że to w twojej rodzinie nie działa.
To, co może zaszkodzić, to wszelka presja: na wyniki językowe dziecka oraz presja rodzica na samego siebie, jeśli czuje, że „powinien”, a nie, że chce. Dzieci świetnie wyczuwają, kiedy rodzic robi coś bez przekonania, a żadne zalety dwujęzyczności nie zrekompensują utraconego zaufania.
Zatem jeśli chcesz, próbuj, nawet małymi kroczkami! Dziś na pewno masz więcej dostępnej wiedzy niż ja 6 lat temu, głównie za sprawą profilu @llamaloca.
W:Bardzo dziękuję za tak wyczerpujące odpowiedzi na pytania. Jestem pewna, że rozwiałaś wiele wątpliwości rodziców, którzy wprowadzają drugi język, nie koniecznie hiszpański, w domu. Trzymam za Was kciuki, mam nadzieję, że szybko wyjdziecie z Waszego kryzysu a jeśli nie, to najważniejsze, żebyś pamiętała, że tak zrobiłaś już bardzo dużo.
Nie ulega wątpliwości, że znajomość języków bardzo rozwija. Cieszę się, że zarówno ja, jak i moje dzieci w ramach nauki szkolnej mieliśmy możliwość chociaż pobieżnego poznania kilku języków. Jeśli jednak chodzi o dwujęzyczność zamierzoną, to szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia. Gdy jedno z rodziców jest obcokrajowcem, dwujęzyczność jest naturalnie bezdyskusyjna. Mam wśród znajomych osobę, która od urodzenia córki mówi do niej to po polsku, to po angielsku lub hiszpańsku (cała rodzina to Polacy mieszkający w Polsce). Sądzę, że do pewnego wieku dzieci nie zdają sobie sprawy z tego, że mówią w kilku językach. Rodzi to pewne zgrzyty w relacjach np. z osobami starszymi, które nie rozumieją dziecka używającego obcych słów. Nie każda babcia czy ciocia ma tyle wyrozumiałości i cierpliwości, by dalej prowadzić z maluchem rozmowę bez ostatecznego „Mów do mnie po polsku!” – sama byłam świadkiem takich sytuacji.
To obawy są jak najbardziej zrozumiałe. Rzeczywiście, u małych dzieci wielojęzycznych mieszanie języków występuje jako naturalny element procesu ich nabywania. Nie wynika to jednak z tego, że nie zdają sobie sprawy z mówienia w wielu językach. Dzieci zazwyczaj dobrze wyczuwają, z kim w jakim języku się porozumiewać.
Myślę, że to bardzo indywidualna sprawa. Z mojego doświadczenia zawodowego jak i rodzinnego widzę, że dzieci szybko uczą się rozróżniać języki. Wiedzą do kogo mogą mówić po angielsku, do kogo po hiszpańsku, do kogo po polsku. Jeśli jednak np. mój synek używa hiszpańskiego do babci, używa go z premedytacją, np. żeby się popisać znajomością. Mówi „abuela, cómo estás¨?